czwartek, 28 czerwca 2012

Smutny wpis

Niedawno rozmawiałem z kimś w sieci, nigdy czegoś takiego nie przeżyłem, trwało to długo i nie rozmawialiśmy o seksie, a jednocześnie przyznam, że chyba nigdy nie byłem tak blisko tej drugiej osoby. Doświadczenie to było tak intensywne i intymne, że przeniknęło mnie do szpiku kości.. Choć zapewne to tylko złudzenie, moja projekcja...
Przypomniał mi się wiersz, chyba Jeżewskiego, leciało to mniej więcej tak:

tylko tyle
tylko chwile
dusze nasze jak motyle
w locie spiesznym
bez oddechu
zalęknione w lesie świata
zatrzymują się na kwiatach
i znikają gdzieś w zaświatach


Pokręciłem słowa, bo pisałem to z pamięci, ale taki jest mniej więcej sens. Spotykamy się na chwile, jesteśmy, potem gdzieś znikamy, gubimy się gdzieś w zaświatach wirtualnych jak również realnych... Tak jak w filmie Mr.Nobody gdzie człowiek zgubił swą miłość, swe wspomnienia i próbuje je przed śmiercią odnaleźć, a potem... nie powiem co się stało. Bardzo pokręcony, ale bardzo poetycki film.

Chodzi mi po głowie haiku chyba Issy żyjącej w XVIII i XIX wieku, jej już dawno nie ma, zniknęła gdzieś w zaświatach, ale możemy poczuć to co ona dzięki chwilom złapanym w tym krótkim wierszu:
leżąc na trawie
on jeszcze
pulsuje we mnie


W tym właśnie tkwi moc słów, dzięki nim chwile nadal żyją, choć tych ludzi już dawno nie ma...
                                     



Czy to wszystko? Czy jesteśmy skazani na ciągłe gubienie się?

„Umarli twoi ożyją. Zwłoki moje powstaną. Przebudźcie się i wydawajcie radosne okrzyki, mieszkający w prochu! Bo twoja rosa jest jak rosa malw, a ziemia urodzi nawet tych, którzy są bezsilni w śmierci"

Księga Izajasza 26:19







środa, 27 czerwca 2012

Chodź ze mną! 25.06 01:30

deszcz na dworze
nocne czytanie książki
myśli przy niej




Kilka dni temu nad wrockiem przeszła w nocy burza, opisałem ją w formie haiku wcześniej, znalazłem jednak w sieci niesamowite zdjęcie i chciałbym się nim z Wami podzielić <usmiech> O to link, nie będziecie żałować <usmiech>                                             http://plfoto.com/2435762/zdjecie.html

Dla przypomnienia:                 
przez powieki
błysk pioruna
cisza przed grzmotem







przy kawie dziś rano                                                   

otwory w barierce
źdźbła trawy
uciekły na wolność






niedziela, 24 czerwca 2012

23.06

spojrzenie na skałę
ciężar karabinków u pasa
znowu jestem

Nie wiem, czy we mnie można czytać jak w otwartej książce, chyba tak, wszystko widać, niechęć, chęć, złość, radość. Miny mam przestudiowane, ale mam wrażenie, że nie do końca.. że inni widzą i odsuwają się, bywa jak kilka tygodni temu na wyjeździe pracowniczym w góry nie zaakceptowałem grupy, głupich żartów o orgazmach, penisach itp. Dziwne jak łatwo poszczają  hamulce  i wyłazi prawdziwe ja... Więc grupa również nie zaakceptowała mnie, ale co dziwne w indywidualnych rozmowach prawie każdy był spoko.. Ale do rzeczy..

Od momentu podania sobie rąk: Cześć jestem Oskar, hej jestem Maja, unikała kontaktu wzrokowego, może to kwestia świadomości swej urody i doświadczeń z facetami, a może właśnie przeczytała we mnie jak w książce, więc starałem się nie być zbytnim chamem i również nie patrzyłem na nią zbyt długo by nie budzić podejrzeń.
Znajomi poprosili mnie abym zabrał ich oraz córkę z przetłuszczonym chłopakiem (mężem, nie wiem) na wspinanie, bo ona bardzo by chciała spróbować jak to jest. Załatwiłem sobie specjalnie wolne i zaproponowałem miejsce. Dzień przed wyjazdem okazało się, że za daleko, że chcą bliżej. No dobra, wkurzyli mnie tym, bo nie dość ze robię im uprzejmość to jeszcze stawiają warunki. Żałowałem, ze się zgodziłem i nawet myślałem aby dać sobie już z nimi na przyszłość spokój. Miejsce oczywiście piękne, skały, woda, cudo, tyle że same śmieci dookoła, nasi rodacy potrafią szumnie machać flagami, atakować czołgi szabelkami ale sprzątnąć po sobie już ich przerasta.. Poza tym zarosło strasznie to miejsce, woda podeszła do góry odcinając kolejna ścianę. Musieliśmy się przedzierać po kolczastych krzaczorach. Gdy ukazały się skały ktoś jej zapytał czy się boi, odpowiedziała z entuzjazmem, ze nie może się doczekać. O! Pomyślałem sobie, jeszcze żadna dziewczyna tak nie zareagowała na widok czekających na nią takich skał. Chyba w sumie mnie tym kupiła, no dobra zobaczymy później jak przyjdzie co do czego.. Wspiąłem się pierwszy z dolną asekuracją (tzw dołem) ciągnąc za sobą linę wpinając ja ekspresami w ringi. Zawiesiłem "wędkę" aby inni mogli się pobawić i popróbować.
Majka pełna entuzjazmu oczywiście pierwsza. Założyła uprząż... Musiałem pomóc jej się pozapinać... musiałem jej prawie dotknąć, sprawdzić czy nie za luźno...czy dobrze zapięta.. przywiązać linę... nie dawałem rady.. w obcisłych leginsach uprząż jeszcze bardziej podkreślała jej zgrabne nogi, uda, tyłek.. pas biodrowy uwydatniał wąską talie i piękny biust... nie mogłem.. tak blisko.. Do tego wszystkiego te kocie oczy.. zrobiłem co musiałem i szybko się odsunąłem aby nie budzić podejrzeń i nie doprowadzić do krepującej sytuacji.
Co tu zrobić aby się zbliżyć porozmawiać, może zaprzyjaźnić, obok żona, jej rodzice, misiowaty mąż nie mąż, aby to wszystko było naturalne, zdrowe, czy tak się w ogóle da, czy to możliwe?
Dobra, ma aparat robi foty, ja swego nie wziąłem, ale jest wspólny neutralny temat, coś tam zagadnąłem, wymiana kilku słów, coś o plfoto i koniec, jakoś nie bardzo, może się boi może nie chce za mną gadać, może..
Wspinała się niesamowicie, bez oporów, przesadnego strachu, bez "już nie mogę", napierała tak dzielnie, że widziałem coś takiego pierwszy raz w życiu. Znowu byłem młody, wszystko wróciło, cała pasja, możliwości, zieleń, zapach, kolory.. Ktoś z taka pasją i talentem to sama słodycz.
O wspinaniu innych nie ma co wspominać, jej mąż nie mąż zrobił tą drogę co ona pod wpływem męskiej dumy, wiele go to kosztowało, cały upocony, zmachany jakby walczył o życie, więcej już nie próbował.
Potem robiliśmy trudniejsze drogi i za każdym razem było to samo. Słońce zaczęło przypiekać ostro więc poszedłem się wykąpać, woda była ciepła, jacyś idioci skakali z 20 metrowych skał.
Majka nie miała stroju jak wszyscy i nie sądziłem, ze to zrobi. Zaczęła się spierać z matką o to, że skoczy, nie wierzyłem myślałem że to żarty... Usłyszałem plusk, skoczyła z niewielkiej półki nad wodą w koszulce..
Po wszystkim pojechaliśmy do kawiarni na mrożoną kawę, gadaliśmy o Alpach, Dolomitach, ja o wspinaniu, o pomyśle wejścia na Blanca, ktoś inny o lataniu na paralotni w Chamonix. Parę razy zauważyłem, że się mi się przygląda, nie podtrzymywałem tych spojrzeń, ktoś mógłby zauważyć..
Oczywiście były teksty, że powinna to trenować skoro ma taki talent, zrobić kurs. Umówiliśmy się wszyscy wstępnie na następny wyjazd w ciekawsze miejsce.. Co dalej? Chyba nic… Chwila powróconych wspomnień, może będzie robić to dalej, będzie się rozwijać, ale pewnie już beze mnie, pokazałem jej tylko drogę, to wszystko.
Rozstaliśmy się w dobrych humorach zadowoleni z pięknego dnia, oni do domu, my do teściowej.
Pokrzątałem się trochę po ogrodzie, pozrywałem czereśni, a gdy nikt nie widział poszedłem do domu, zamknąłem oczy na łóżku i poczułem na policzkach łzy..

Wracając do domu odebrałem z paczkomatu zamówione książki Murakamiego, między innymi oczekiwaną "O czym mówię, gdy mówię o bieganiu" :

"Starzenie się i spowalnianie są taka samą częścią naturalnej scenerii jak rzeka płynąca do morza, i muszę się z tym pogodzić. Nie będzie to łatwy proces, a to, co odkryję na jego końcu, może wcale nie okazać się przyjemne. Ale czy mam jakiś inny wybór?"

                                                                                                       Haruki Murakam

"Oczym piszę, gdy pisze o bieganiu"

Kilka dni temu.
- jak sie biegało?  - spytała
- fajnie - odpowiedziałem.
Bo co miałem powiedzieć? Że przebiegałem przed jadącym pociągiem, a maszynista wył czymś tam jak szalony? Ryzyka nie było, ale ona pewnie by zaraz się przestraszyła..
Albo jak powiedzieć o endorfinach uderzających do mózgu jak heroina, euforii biegacza w świetle zachodzącego słońca nad rzeką.. Gdy stopy nie dotykają ziemi, po prostu  jakby jej nie było, płynie się, leci..  Myślałem wtedy, że w takim tempie jak nic sie nie zmieni to we wrześniu będę gotowy do maratonu, może we wrocku, może w wawie z metą na Narodowym, zaprosiłbym wtedy znajomą z sieci, może byśmy na trasie przybili żółwika i powiedziałbym jej "W... jesteś zajebista".
- może byś mnie wziął kiedyś ze sobą pobiegać - powiedziała.
Ech tyle razy ja ciągnąłem, prawie na siłe, a ona nie i nie, albo z wielkim bólem i cierpieniem zgadzała się tak jakby to mi miało zrobić przyjemność. Potem po 100 metrach stawała i mówiła, jak chcesz to biegnij, ja się przespaceruje...
Mamy mało czasu dla siebie, dlatego niedawno chciałem ją zabrac, ja bym biegł a ona jechała na rowerze, nie bo musi posprzątac w domu, no dobra posprzątasz popołudniu jak pójdę do pracy, nie nie.. no i dupa. Teraz nagle jej się odwidziało wrrr...

Wszystko mnie bolało po bieganiu, ledwo się ruszałem, pic pic, trochę wody z witamianami, lecz żołądek po takim wysiłku nie chciał nic przyjmować, chciało mi się zwymiotować.. Zrzuciłem mokre ciuchy na podłogę i odświeżyłem się pod prysznicem.
Położyłem się cały obolały, wieczór był gorący, gdy nachyliła się nade mną bez ubrania powiedziałem: bądź dla mnie miła..
Gdy wyszła spod prysznica podeszła do łóżka odkryła mnie i poczułem chłodną skórę na mym bolącym i gorącym jeszcze ciele. Szybko przeszła do rzeczy. Kilka słów, miłych słów między nami i rozkosz rozpływająca się po bolącym ciele. Jakby woda gasiła ogień... Powoli od członka po brzuch, uda, ramiona, nogi rozchodziła się po ciele rozkosz..Ból jak zła czarownica uciekał.. Najlepszy środek przeciwbólowy. Leżeliśmy tak prawie zasypiając, bez pospiechu, w sobie, błogość unosiła nas gdzieś w sny..
Zasnęła szybko, ja nie, byłem zbyt zmęczony, pobudzony... i znowu ta myśl... czy zrobiłaby to gdybym jej nie poprosił? Czy to tylko zwykły obowiązek małżeński? Niepokój nie pozwolił mi
spać.

na granicy snów
falujące biodra
nocą gaszą ból
 
 

"ulicami słońca biegnę jak szalony..."

piątek, 22 czerwca 2012

burzowa noc 20.06

pulsując w niej
blask błyskawic
rozpala ogień

***
uderzenie burzy
poderwało nocne ptaki
drgnięcie ciał

***
blask pioruna
przez powieki
cisza przed grzmotem

***
przychodzą słowa
serce szaleje
znowu zasnę nad ranem

***
cieknąca woda
po burzy
 niesie sny

***
uderzenie pioruna
w mych ramionach
spłoszony ptak

***
bliski grzmot
jej paznokcie
ranią ciało


***
przy kasie w sklepie
głowa pełna snów
na półce w domu portfel

***
parkowa aleja
w sukience bez stanika
nie patrzeć

czwartek, 21 czerwca 2012

19.06

na granicy snów
w blasku nocy
 falują jej plecy

albo

na granicy snów
falujące biodra
nocą gaszą ból



 słońce przez szybę
tir z naprzeciwka
tak łatwo skręcić


koniec książki
zapełniony umysł
nie wpuszcza następnej

wtorek, 19 czerwca 2012

osiemnasty czerwca

malowanie altanki
kos na czereśni
myśli spłoszył o niej



upalny wieczór
film o samotności
usta na białych udach

niedziela, 17 czerwca 2012

Norwegian Wood

Norwegian Wood to książka Haruki Murakamiego, a jednocześnie tytuł kawałka The Beatles. Kiedyś coś o niej słyszałem w TV, potem przypomniała mi o niej Witch ( dzięki Witch! ) na plfoto.com (portal dla miłośników foto). Chcąc nie chcąc byłem niedawno w Poznaniu i tam w księgarni w rynku wypatrzyłem wyprzedaż za 15 zł. Czyli trafiony zatopiony :) Zgodnie z oczekiwaniami ujęła mnie pierwszymi stronami, a konkretnie krótkim opisem letniego deszczu. Tak jak tytułowa piosenka uderzyła wspomnieniami młodości bohatera, tak ten opis przypomniał mi moją młodość gdy dniami, czasami tygodniami mieszkałem w górach często śpiąc po gołym niebem. Pierwsza kobieta... pierwsza śmierć kolegi... jak u Murakamiego. Znajomy spalił się na słupie wysokiego napięcia. Z tamtym okresem kojarzy mi się kawałek Sinead O`Connor Nothing Compares 2U. Oj działo się wiele, może kiedyś coś napiszę, ale faktem jest że jeden kolo napisał o tym książkę, tytułu nie podam, muszę najpierw sam przeczytać :) W Norwegian przyjaźń, miłość, śmierć, sex jest właściwie ze sobą w pewien sposób powiązane. Zazdroszczę im podejścia do niektórych spraw, a konkretnie przyjaźni damsko męskiej i wynikającego z niej seksu. Mimo, ze miałem kiedyś przyjaciółkę, dziewczynę trochę starszą ode mnie to jednak nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem.. Wiele wspomnień wzbudziła ta książka, sentymentalnych, słonecznych i beztroskich jak również smutnych. Lubię książki które zostają w człowieku i stają się z czasem jego wewnętrzną częścią. Jako, że są tam przypadki samobójstw to niestety ma to również odniesienie do mojego wcześniejszego (pisałem o tym kumplu wyżej) jak i już dorosłego życia... niedawno dowiedziałem się, że znajomy z którym nie miałem kontaktu od dawna, skoczył... wcześniej zdiagnozowano schizofrenie, nie chciał się leczyć. Inną znajomą wyłowiono z rzeki....miała problemy psychiczne. Nie będą pisał o wszystkich kumplach których straciłem w górach, ani o tych ludziach co dzielnie walczyli z chorobą, ale była od nich silniejsza.. Za dużo tego, za dużo śmierci dookoła..
Mam jeszcze jedną wspólną cechę z Murakamim: biegamy, więc następnym moim priorytetem jest "O czym mówię, gdy mówię o bieganiu".  Na dole kawałek Norwegian w wykonaniu Alanis Morissette, bardziej mi się podoba to wykonanie i lepiej pasuje do charakteru książki.


sobota, 16 czerwca 2012

 dawno temu

po nocy
rano na krawędzi
  robi zdjęcie



wczoraj
zapach likieru
nie fizyczny głód
w jej ustach 

 



wtorek, 12 czerwca 2012

wczoraj

oddechów
dwanaście kilometrów
po czerwony zachód



Pod wieczór wybiegłem. Rześkie powietrze, czyste niebo, poczułem siłę w udach, w uszach Jamal ten co wyżej. Wszystko odeszło w 5 sekund, a myślałem o tym od soboty i wymyśliłem prosto i wiarygodnie, że niby wypadek, ale odeszło.
Przy Sky Tower blondynka w czerwonej bluzce rzuciła spojrzenie, zaskoczyła mnie, oczy się spotkały zbyt długo, za długo. Doszedłem potem do wniosku, że oczekiwała pozdrowienia, biegacze często pozdrawiają się skinieniem głowy, słowem, machnięciem ręki. Zatrzymały mnie światła, pobiegła pod drzewami prostopadle do mojej trasy, przez sekundę rozważałem, czy za nią nie pobiec. Patrzyłem na jej zgrabne ciało jak oddala się..
Może spotkamy się na górce.. będzie okazja powiedzieć  "Hej". Biegło mi się bardzo dobrze jak rzadko, wielu biegaczy o tej porze, kilku machnięciem reki przywitało się, można się poczuć jak w klubie lub tajnym stowarzyszeniu ;) Bardzo pozytywne, pozytywny kopniak :) Park Południowy, tyle samo biegaczy co spacerowiczów, kaczka wystawiła kuper ponad wodę szukając pod wodą żarełka. Rytm, dwa kroki wdech, trzy wydech, jest dobrze. Potem wiadukt na Krzyckiej i skrót wzdłuż torów wśród zieleni do Skarbowców. Bieg na górkę, jakaś dziewczynka na rowerze nie może podjechać, zsiada z roweru, jej chłopak coś do niej mówi, mijam ich.
Następny etap to Park Grabiszyński, skręciłem ciut wcześniej aby dobiec do rzeki, pocę się bardziej niż zwykle, może jestem chory? Wałami Ślęzy dobiegam do górki, z góry piękny zachód, dobre światło, zero mgiełki w powietrzu, kilka zakochanych par siedzi i obserwuje, myślę o A, dlaczego jestem tu sam, a nie z nią? Dlaczego gdy mamy tak mało czasu dla siebie, ona woli zając się czymś innym niż być razem ze mną? To nie pomaga. Spaceruję po szczycie aby rozkoszować się czerwonym słońcem i wracam. Pętla ponad 12km, dużo zieleni jak na tak duże miasto, w uszach Jamal, najlepszy rytm do biegania, ciepły i słoneczny. Blondynki nie było...