wtorek, 12 czerwca 2012

wczoraj

oddechów
dwanaście kilometrów
po czerwony zachód



Pod wieczór wybiegłem. Rześkie powietrze, czyste niebo, poczułem siłę w udach, w uszach Jamal ten co wyżej. Wszystko odeszło w 5 sekund, a myślałem o tym od soboty i wymyśliłem prosto i wiarygodnie, że niby wypadek, ale odeszło.
Przy Sky Tower blondynka w czerwonej bluzce rzuciła spojrzenie, zaskoczyła mnie, oczy się spotkały zbyt długo, za długo. Doszedłem potem do wniosku, że oczekiwała pozdrowienia, biegacze często pozdrawiają się skinieniem głowy, słowem, machnięciem ręki. Zatrzymały mnie światła, pobiegła pod drzewami prostopadle do mojej trasy, przez sekundę rozważałem, czy za nią nie pobiec. Patrzyłem na jej zgrabne ciało jak oddala się..
Może spotkamy się na górce.. będzie okazja powiedzieć  "Hej". Biegło mi się bardzo dobrze jak rzadko, wielu biegaczy o tej porze, kilku machnięciem reki przywitało się, można się poczuć jak w klubie lub tajnym stowarzyszeniu ;) Bardzo pozytywne, pozytywny kopniak :) Park Południowy, tyle samo biegaczy co spacerowiczów, kaczka wystawiła kuper ponad wodę szukając pod wodą żarełka. Rytm, dwa kroki wdech, trzy wydech, jest dobrze. Potem wiadukt na Krzyckiej i skrót wzdłuż torów wśród zieleni do Skarbowców. Bieg na górkę, jakaś dziewczynka na rowerze nie może podjechać, zsiada z roweru, jej chłopak coś do niej mówi, mijam ich.
Następny etap to Park Grabiszyński, skręciłem ciut wcześniej aby dobiec do rzeki, pocę się bardziej niż zwykle, może jestem chory? Wałami Ślęzy dobiegam do górki, z góry piękny zachód, dobre światło, zero mgiełki w powietrzu, kilka zakochanych par siedzi i obserwuje, myślę o A, dlaczego jestem tu sam, a nie z nią? Dlaczego gdy mamy tak mało czasu dla siebie, ona woli zając się czymś innym niż być razem ze mną? To nie pomaga. Spaceruję po szczycie aby rozkoszować się czerwonym słońcem i wracam. Pętla ponad 12km, dużo zieleni jak na tak duże miasto, w uszach Jamal, najlepszy rytm do biegania, ciepły i słoneczny. Blondynki nie było...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz